Data publikacji: 14.10.2025
"Człowiek jest zawsze między tym,co było, a tym, co będzie."
Szanowni Państwo,Drodzy Uczniowie, Rodzice, Nauczyciele, Pracownicy Administracji i Obsługi,Drodzy Dyrektorzy,
żyjemy w czasach, w których wszystko wydaje się bliższe niż kiedykolwiek, a jednocześnie trudniej nam do siebie dotrzeć; w czasach, które obiecują nieograniczone możliwości, a jednak zostawiają w człowieku szczelinę, przez którą sączy się samotność; w czasach, gdy jednym ruchem kciuka możemy zobaczyć odległe kontynenty, posłuchać najnowszych myśli największych uczonych, dotknąć – choćby przez ekran – sztuki czy nauki, a mimo to gubimy najprostsze słowo wypowiedziane w obecności drugiego człowieka: „jestem”.
Nasza współczesność, choć tak hojna, stawia wymagania, których nie znaliśmy: uczy nas, że informacje potrafią przyjść szybciej niż refleksja, a obrazy zanim zdążymy nazwać emocje; uczy, że można być jednocześnie wszędzie i nigdzie, mieć tysiące kontaktów i nie mieć z kim porozmawiać; uczy, że łatwo pomylić dźwięk powiadomienia w telefonie z biciem własnego serca. A jednak te same czasy niosą w sobie szansę, której nie wolno nam przegapić: nigdy jeszcze (młody) człowiek nie miał tak szerokiego dostępu do wiedzy, nie mógł uczyć się tak szybko, tak samodzielnie i tak kreatywnie; nigdy jeszcze nie było tylu narzędzi, by rozwijać talenty, łączyć pasje, budować połączenia między szkołą a światem, między zainteresowaniem a przyszłym zawodem.
W tej samej przestrzeni, która bywa źródłem presji, jest też przestrzeń wzrostu: kursy, laboratoria online, społeczności uczące się, projekty międzyszkolne, spotkania z naukowcami i twórcami, którzy do wczoraj byli nieosiągalni. Przecież to właśnie dwugłos naszej epoki – obietnica i trudność – domaga się odpowiedzi, w której nie będzie ani naiwnego zachwytu, ani goryczy, tylko uważność i roztropność, bo w relacjach między ludźmi widać dziś najwięcej napięcia. Głośność i krzykliwość świata bywa przeciwieństwem słuchania, a jego szybkość, zmienność i dynamiczność przeciwieństwem cierpliwości. Spotkanie, które jeszcze nie tak dawno było oczywistością, dziś wymaga wysiłku, by nie przepadło w zgiełku współczesnego świata. Ile razy w dzisiejszym świecie rozmowa, która mogłaby ocalać przegra jeszcze z przewinięciem ekranu; ile razy niedopowiedzenie urośnie do rangi konfliktu, a jedno zdanie, wyjęte z kontekstu, przesłoni miesiące wspólnej i ciężkiej pracy?
Mamy dzisiaj tak wiele narzędzi komunikacji, a tak często brakuje nam słów, żeby wyrazić wdzięczność, przyznać się do błędu, zapytać, jak naprawdę się ktoś czuje. Relacje – kruche, a jednocześnie najtrwalsze to, co jako ludzie posiadamy – potrzebują dziś ostrożności, czułości i mądrości jak nigdy przedtem. W tej rzeczywistości trzeba nam się odnaleźć – nie w geście ucieczki od świata, ale w geście odpowiedzialnej obecności. Młodzi ludzie chcą dziś być influencerami i trudno się im dziwić: to przecież obietnica widzialności, wpływu i pewnej sprawczości; to znak, że głos może być usłyszany, a pomysł zostanie zauważony; to pragnienie, by zostawić po sobie trwały ślad. I choć w tym marzeniu pobrzmiewa czasem potrzeba akceptacji, a niekiedy iluzja szybkiego sukcesu, jest w nim także autentyczna energia, chęć tworzenia, dzielenia się i budowania społeczności. Zadaniem dorosłych nie jest zatem przestawić wajchę i powiedzieć: „wracamy do świata sprzed ekranów”; naszym zadaniem jest pomóc młodym odróżnić światło od reflektorów, trwałość od chwilowego blasku i wspólnotę od tłumu a autentyczność od roli.
Postęp technologiczny nie jest wrogiem człowieka; bywa nim dopiero wtedy, gdy człowiek rezygnuje z odpowiedzialności i oddaje stery w cudze ręce: w ręce algorytmów, trendów i przypadkowych nastrojów, które ktoś wykreował w społeczeństwie. Żyjemy w Internecie i w mediach społecznościowych – tak, to prawda – i nie zamkniemy tych drzwi, bo otworzyły je nie tylko firmy technologiczne, lecz także nasze własne pragnienia takie jak ciekawość i chęć poznania tego co nowe. Jeśli jednak zapomnimy, że realne życie wydarza się przy drugim człowieku, na korytarzu i w klasie, przy ławce i w pokoju nauczycielskim, na przerwie i po lekcjach, to prędzej czy później doświadczymy pustki, której nie wypełni żadna liczba polubień na takim czy innym portalu społecznościowym. Ta pustka może nie nastąpi od razu, ale kolejne pokolenia będą samotnie dorastać i dojrzewać w tłumie innych ludzi. Prawdziwa bliskość nie liczy odsłon. Prawdziwa rozmowa nie szuka lajków. Prawdziwe uznanie nie wypala się po dobie.
Właśnie dlatego w tym wszystkim tak bardzo potrzebny jest nauczyciel – nie jako strażnik przeszłości, lecz jako przewodnik po przyszłości; nie jako egzekutor, lecz jako towarzysz; nie jako sędzia, lecz jako świadek często tego, czego młody człowiek dzisiaj nie ma szansy już poznać, jako świadek, który widział już wiele i który potrafi nazwać to, co ważne. Nauczyciel, który rozumie, że szkolna lekcja nie kończy się wraz z dzwonkiem, a wychowanie nie jest rubryką w arkuszu. Nauczyciel, który wie, że młody człowiek przychodzi do szkoły z całym światem w kieszeni, ale nadal potrzebuje kogoś, kto powie: „widzę cię”. W epoce, w której łatwo pomylić informację z mądrością, nauczyciel staje się tym, kto uczy rozeznania: co jest prawdą, co tylko opinią, co ma wartość, a co jest dekoracją.
Szkoła nie jest miejscem idealnym, bo nie tworzą jej istoty idealne; tworzą ją ludzie – z ich zmęczeniem i entuzjazmem, z talentami, z obawami i odwagą. A jednak, w zaciszu codziennych obowiązków, dzieje się w szkole coś pięknego, czego nie widać w sprawozdaniach i statystykach: dzieje się powolne, konsekwentne dobro. Ktoś po raz pierwszy przeczytał głośno książkę, choć jeszcze niedawno wstydził się odezwać. Ktoś odważył się zapytać o sens wzoru, a potem sam go wytłumaczył koledze. Ktoś wrócił po chorobie i usłyszał, że był oczekiwany. Ktoś przeprosił i został przyjęty. Ktoś – może najbardziej niespodziewany – przyniósł na lekcję własny szkic i usłyszał: „to jest dobre”.
Takie rzeczy nie dzieją się w blasku kamer; dzieją się pomiędzy ludźmi, którzy wzajemnie biorą siebie na serio. Chciałbym, żebyśmy częściej zatrzymywali się przy tych małych zwycięstwach, bo one składają się na wielką opowieść szkoły: opowieść o cierpliwości, która nie jest modna; o wytrwałości, której nie widać; o pracy zespołowej, która nie żąda oklasków. To jest ta cicha strona edukacji, mniej medialna, a bardziej prawdziwa. Niech więc będzie wolno powiedzieć głośno: w szkołach dzieje się wiele dobrych rzeczy. W dniach zwyczajnych, w notatkach na marginesie, w rozmowach na schodach i w spojrzeniach, które mówią: „dziękuję”. Niech naszą odpowiedzią na tempo i presję współczesności będzie mądra obecność: szacunek do faktów i do ludzi, gotowość do uczenia się nowego i odwaga, by chronić to, co sprawdzone; niech będzie nią uważność, dzięki której słyszymy nie tylko najgłośniejszy głos, ale też ten nieśmiały; niech będzie nią odruch wstawania po błędzie i powracania do stołu rozmowy, bo szkoła – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – jest jednym z ostatnich miejsc, gdzie uczymy się bycia razem w świecie, który tak łatwo rozdziela i prowadzi do samotności. Dlatego dziękuję nauczycielom: za cierpliwość, kiedy inni się spieszą; za rozmowę, kiedy inni milkną; za wymaganie, które nie poniża, lecz podnosi; za pochwałę, która nie schlebia, ale dodaje skrzydeł i za codzienność, która nie robi hałasu, a zmienia życie.
Wśród naszych uczniów są tacy, którzy błyszczą, i tacy, którzy dopiero szukają swojego światła; tacy, którzy łatwo przychodzą z uśmiechem, i tacy, którzy wstają codziennie z trudem, ale mimo to przychodzą. Chciałbym, żeby każdy uczeń wiedział, że w szkole jest ktoś, kto go widzi i że nie jest anonimowy.
Dziękuję też dyrektorom, którzy każdego dnia noszą na barkach nie tylko odpowiedzialność za decyzje, ale i za ludzi. Od nich wszyscy czegoś oczekują – że będą spokojni, uśmiechnięci, że nigdy się nie zdenerwują, że zawsze znajdą rozwiązanie. Oczekuje się, że nie będą mieli własnych emocji, a za to potrafią unieść cudze: stres, złość, rozczarowanie i smutek. A przecież dyrektor to też człowiek – z sercem, które się męczy, z myślami, które czasem krążą wokół pytań bez odpowiedzi. Ma prawo mieć słabszy dzień, prawo do ciszy, do oddechu, do chwili, w której nie musi niczego udowadniać. Bycie dyrektorem to trudna sztuka łączenia przeciwieństw – łagodności i stanowczości, empatii i konsekwencji, wizji i codzienności. To kierowanie zespołem ludzi z poszanowaniem tych, którzy go współtworzą.
Dziękuję również rodzicom, którzy są pierwszymi nauczycielami swoich dzieci i pracownikom szkół, którzy otwierają drzwi, zanim ktokolwiek przyjdzie i gaszą światła dopiero wtedy, gdy wszyscy inni już pójdą; wszystkim, którzy współtworzą ten cichy ekosystem dobra. I proszę: dbajmy o relacje, bo to one są nicią, na której trzyma się cała tkanina edukacji. Nauka bez relacji jest jak mapa bez dróg; relacja bez nauki jest drogą bez celu. Tylko razem tworzą przestrzeń, w której młody człowiek może wzrastać i nabierać odwagi, żeby iść dalej.
Dziękuję także pracownikom Kuratorium Oświaty w Poznaniu za to, że podążamy razem, choć nie zawsze jest to droga prosta. Za obecność w szkołach, za rozmowy, za słuchanie i gotowość do wspólnego szukania rozwiązań. Ta nowa droga, na którą weszliśmy, wymaga odwagi, zaufania i wzajemnego wspierania się, ale właśnie dzięki temu staje się coraz bardziej nasza.
Jeśli istnieje recepta na współczesność, to nie jest nią odwrót, lecz dojrzała obecność; nie jest nią zakaz, lecz rozmowa; nie jest nią idealny plan, lecz troska, która znosi poprawki. A szkoła – ze swoją ciszą i swoim gwarem, z planem lekcji i nieprzewidywalnością ludzkiego serca – pozostaje miejscem, gdzie ta recepta może nabierać kształtu każdego dnia. Tu, obok drugiego człowieka.
Może nie zatrzymamy biegu świata, ale możemy sprawić, by w jego hałasie wciąż było słychać głos człowieka, który jest obok nas.
Wielkopolski Kurator Oświatydr Igor Marek Bykowski